Nowy Jork w dwa dni

Nowy Jork budzi skrajne emocje. Mnie fascynował i przerażał jednocześnie. Fascynował, bo naoglądałam się filmów, a przerażał, bo jest wielki, przytłaczający i nigdy nie śpi. Nadarzyła się okazja by zmierzyć się z mitem Nowego Jorku i skrupulatnie ją wykorzystaliśmy. Było intensywnie, ale daliśmy radę. Poniżej co udało nam się zobaczyć i kilka słów własnego widzimisię.

Central Park

Przywitała nas piękna kwietniowa pogoda. Słoneczny dzień był niemal upalny. Postanowiliśmy dotrzeć z lotniska do Harlem Lofts gdzie wynajęliśmy studio, zostawić bagaże i ruszyć od razu w teren. Sprawdziliśmy, że do północnej granicy Central Parku mamy ok. 15 min spacerkiem po Lenox Avenue w linii prostej, zostawiliśmy więc podróżowanie metrem na kolejne dni, nie marnując tym samym pięknej pogody na spędzanie jej pod powierzchnią ziemi. Nowy Jork wręcz eksplodował feerią barw kwitnących kwiatów, krzewów i drzew w ten słoneczny, kwietniowy dzień.

Central Parku nikomu przedstawiać nie trzeba. To chyba najbardziej znany park na świecie. Warto zwiedzić go piechotą. Wybranie roweru powoduje, że można poruszać się wyłącznie ścieżką rowerową, a spacer ułatwia kluczenie i zwiedzanie mniej uczęszczanych ścieżek. Co kto woli, my wybraliśmy własne nogi jako środek transportu.

Nie będę się rozpisywać co w Central Parku można robić i co zobaczyć, bo to znajdziecie w każdym przewodniku i wedle własnego uznania ustalicie sobie trasę. Uważam, że Central Parku nie warto pomijać zwłaszcza jeśli odwiedzacie go cieplejszą porą roku. Jest cudownym miejscem na wytchnienie od zgiełku miasta.

High Line Park i The Vessel – must see!

Atrakcją w miarę nową (otwartą w 2011) jest High Line Park. Absolutnie unikatowa rzecz! Wyobraźcie sobię linię kolejową, która na długości ok. 3km zamieniona została w… park i wije się między budynkami na wysokości ok. 20m nad ziemią. Zaczyna się na uciętym wiadukcie West Side, mija Chelsea Market (fabrykę w której powstało… ciasteczko Oreo!) aktualnie coś na kształt warszawskiej Hali Koszyki i Hali Gwardii w jednym. Świetne miejsce na przerwę na jedzenie. Można spróbować kuchni z niemal całego świata (zupa tajska mniam!). High Line Park kończy się na Bramie Transportowej CSX. Tutaj również pyszni się zupełnie świeżutka atrakcja nazwana The Vessel. Jest to futurystyczna konstrukcja ze stali w kolorze miedzi, wijąca się wstęgą schodów w górę i mająca kształt lejka. Jest za darmo, ale ochrona czuwa nad ilością wchodzących. Jest to po prostu punkt widokowy wieńczący High Line. Więcej o tym niezwykłym parku: https://www.thehighline.org/

Top of The Rock – Rockefeller Center

Coś czego nie mogliśmy sobie odmówić było popatrzenie na Manhattan z góry. Nie z 3 piętra, ale z Top of The Rock z 96 piętra Rockefeller Center. W życiu nie byłam tak wysoko! Ale może nie powinnam się przyznawać… Mając bilet wykupiony wcześniej przez internet (warto! nie stoi się w kolejce na wejściu) należy przybyć na miejsce nie wcześniej niż 5min przez godziną rezerwacji. Wszystko działa jak w zegarku. Trochę jest klops jeśli wykupicie bilet wcześniej, a pogoda nie dopisze. I nie mówię o deszczu, on w sumie nie przeszkadza tak bardzo (wiem, bo w dniu, w którym wjeżdżaliśmy na Rockefeller Center padał deszcz). Najgorsza jest ponoć mgła… No ale „no risk no fun”!

W pobliżu jest słynne lodowisko otwarte dla publiczności w 1936 roku. Razem z choinką ustawianą na Święta Bożego narodzenia stały się już tradycją.

Bilety sprzedawane są tu: https://www.topoftherocknyc.com/ i do 18:00 są w płaskiej cenie, a po 18 zaczyna się „during sunset” i bilety kosztują 10 $ więcej. Jest to po prostu najpopularniejsza pora wśród zwiedzających. Wiecie, to złote słońce odbijające się w otaczających Manhattan budynkach… Mimo że byliśmy na Top of The Rock w deszczu, to widok bez złotego słońca też zapierał dech w piersiach. Top of The Rock jest alternatywą dla punktu widokowego na Empire State Building, ale z Top widać Central Park, a z Empire nie, bo stoi za Rockefeller Center. Widać za to co innego, więc sami rozważcie. Ja chciałam zobaczyć Central Park z góry, więc wybór był oczywisty 

Rockefeller Center to kompleks 19 budynków komercyjnych między 48. a 51. ulicą w Nowym Jorku. Zbudowany przez rodzinę Rockefellerów, jest zlokalizowany w centralnej części Manhattanu, zwanej Midtown Manhattan i obejmuje teren między Piątą i Szóstą Aleją. Jest to największy tego typu kompleks budynków na świecie, pokrywa łączną powierzchnię 89 000 m². Rockefeller Center określony został mianem Narodowego Pomnika Historycznego w 1987 roku. Rockefeller Center był największym prywatnym projektem czasów współczesnych.

Grand Central Station

Jeżeli lubicie zagadki i poszukiwania odwiedźcie Grand Central Station. Można pobawić się w detektywa i zjeść jeśli ktoś akurat w danym momencie zgłodnieje. Wielkość, rozmach i zegar Tiffany’ego za 20 milionów baksów robią wrażenie! Warto przejść się po tym budynku i poszukać brudnej cegły, Szeptanego Korytarza czy znaków Zodiaku. Więcej o atrakcjach znajdziecie tu: https://www.grandcentralterminal.com/what-to-see/

Times Square

Odwiedziliśmy też Times Square i…. powiem Wam, że to koszmar epileptyka. Widzieliśmy go w deszczu i ilość migających reklam odbitych w kałużach powodował nerwowy tik powiek. Do tego nieprzerwany strumień ludzi zmierzający we wszystkich możliwych kierunkach. Nie. Odhaczyliśmy miejsce trzymając mocno dzieci za ręce i uciekliśmy… uff.

Każdego Sylwestra na Times Square jest organizowana uroczystość powitania Nowego Roku. Ceremonia z udziałem największych gwiazd muzycznych jest transmitowana dla ok. 1 mld widzów. Sylwester na Times Square jest też uznawany za największy na świecie. Co roku uczestniczy w nim ok. 1 mln nowojorczyków, turystów z innych stanów USA i z całego świata. Kulminacyjnym punktem uroczystości jest ball drop tzn. opuszczenie wielkiej kuli na jednym z wieżowców Times Square z napisem kolejnego rozpoczynającego się roku.

Brooklyn

To co warto zobaczyć, to Brooklyn na południe od Manhattanu. Prowadzi do niego…. tak! Most Brookliński. Zaskoczeni prawda? Na Brooklyn pojechaliśmy metrem, a planowaliśmy przejść się mostem w drodze powrotnej. Na Brooklynie byliśmy w godzinach wczesnego lunchu i postanowiliśmy zrobić sobie przerwę w jednej z klimatycznych knajpek. Pogoda niezbyt sprzyjała, ale przeszliśmy się dzielnicą DUMBO (kto rozszyfruje nazwę?), która z dzielnicy przystani promowych została przekształcona w ekskluzywną dzielnicę mieszkaniową. Miejsce bardzo klimatyczne, warte dłuższej uwagi, ale niestety przegonił nas stamtąd deszcz.

Statua Wolności i Bycze Jaja

Wracając z Brooklynu mieliśmy odpuścić sobie Statuę Wolności, ale… schodząc z mostu i wychodząc na stacji przesiadkowej metra stwierdziliśmy, że przystań promowa jest tak blisko, że… grzech nie skorzystać. Na wyspę Liberty wożą turystów komercyjne łódki. Jest to jedyna opcja jeżeli zależy nam na wyjściu na wyspę i zwiedzeniu muzeum, które również się tam znajduje. Jeżeli jednak chcielibyśmy tylko zobaczyć Statuę z bliska to można skorzystać z darmowego promu,  który wozi mieszkańców z Manhattanu na Staten Island i właśnie z niego skorzystaliśmy. Prom mija Statuę w godziwej odległości i spokojnie da się robić zdjęcia. Tłumu nie ma, bo turyści tłoczą się na płatnych łodziach. Minusem jest to, że trzeba wysiąść na Staten Island i wsiąść z powrotem na prom. To jest dobra opcja dla tych, którzy nie chcą wychodzić na wyspę, na której stoi Statua i nie chcą zwiedzać muzeum. Czyli była idealna dla nas 

Dla spragnionych większej ilości szczegółów: Statua Wolności, to miedziany posąg o wys. 46m, razem z cokołem 93m. . Szkielet zbudowany został przez Gustava Eiffela (tego od wieży Eiffel’a). Statua Wolności to postać Libertas, rzymskiej bogini wolności. Prawą ręką trzyma pochodnię, a w drugiej tablicę z datę 4 lipca 1776, czyli z datą amerykańskiej deklaracji niepodległości. Posąg został zbudowany we Francji i przybył do Stanów w skrzyniach jako prezent za zniesienie niewolnictwa w Stanach.

Blisko przystani promowej, z której popłynęłiśmy podziwiać Statuę, znajduje Bowling Green Park, a w nim stoi Charging Bull jak byk! Byk jest maskotką maklerów giełdowych. Ma symbolizować siłę i moc Amerykanów oraz podniesienie się i powrót do szybkiego rozwoju po kryzysie giełdowym z 1987 roku, dlatego na miejsce jej ustawienia twórca Arturo Di Modica wybrał ulicę, przy której stoi siedziba nowojorskiej giełdy. Jego historia jest wciągająca, bo nie dość, że poszła fama, że głaskanie byka po jajkach wpływa na poprawę budżetu domowego, to jeszcze biedny nie mógł znaleźć miejsca w NYC.  Więcej o jego historii przeczytacie tutaj: https://pl.wikipedia.org/wiki/Charging_Bull

Memoriał 9/11

To miejsce zna praktycznie każdy, kto 11 września 2001 roku z osłupieniem patrzył w telewizor jak rozpadają się wieże WTC w Nowym Jorku. Jadąc na Memoriał 9/11 mieliśmy z tyłu głowy tendencję Amerykanów do samouwielbienia. Jednak Memoriał 9/11 okazał się miejscem bardzo wyważonym, spokojnym, sprzyjającym wyciszeniu i kontemplacji. Czuć było tę wielką tragedię w powietrzu, ale została ona pięknie uhonorowana. Miejsce po 2 wieżach składa się z dwóch masywnych basenów ustawionych w oryginalnych śladach Twin Towers z 9-metrowymi wodospadami spływającymi po ich bokach. Ponieważ nie widać dna odpływu gdzie woda znika, ma się wrażenie, że woda wpada do czarnej otchłani. Wrażenie piorunujące. Nazwiska ofiar ataków są wpisane na brzegach wodospadów. W dniu w którym dana osoba obchodziłaby urodziny wetknięty jest w wycięte litery pojedynczy kwiat. Biała róża. Żadnych zniczy, wieńców itp. tylko jedna biała róża.

Niespodzianki

Chodząc po Nowym Jorku co krok natykamy się na kontrasty. OK, w każdym mieście są kontrasty, ale w Nowym Jorku o tyle robią wrażenie, ze tam wszystko jest “naj”. Najwyższe, najmniejsze, największe… Warszawa, mimo że jest największym polskim miastem, to przypomina dzielnicę domków jednorodzinnych na dalekich przedmieściach. I nie mówię tego złośliwie, bo lubię Warszawę, ale żeby uzmysłowić sobie różnicę.

  • W pobliżu Memoriału jest stary kościółek Św. Pawła z XVIII w. z  otaczającym go równie starym cmentarzem. Pomiędzy nim, a Memoriałem powstała na wskroś nowoczesna stacja metra przypominająca zrywającego się do lotu wielkiego ptaka.
  • Katedra Św. Patryka niesamowicie kontrastuje z otaczającymi ją drapaczami chmur. Wygląda jak pamiątka z przeszłości w nowoczesnym wnętrzu. Widać to dobitnie z Top of the Rock.
  • Wszechobecny Street Art ubarwia otoczenie szarych, posępnych wysokościowców. Czasem jest to sztuka łatwa i przyjemna, a czasem dająca do myslenia.
Agnieszka Olszewska

ekspert ds. niezapomnianych widoków

 

 

Copyright © 2024 Blue Sails